1 lutego 2021

Powrót na Malinowską Skałę

To musiało kiedyś nastąpić. Powrót na zimowy wschód słońca na Malinowską Skałę (1152 m n.p.m.). Oczywiście wyspałem się jak zawsze przed takimi wyrypami. Łukasz zarządził wyjazd o 3:30. Postanowiliśmy podejść od stacji narciarskiej "Solisko" w Szczyrku, ponieważ dojazd na Przełęcz Salmopolską zdawał się bardzo ryzykowny zważywszy na stan dróg (oblodzenia).

Na szlaku znaleźliśmy się około 5:30. Pogoda sprzyjała. Niewielki mróz i bezwietrznie. To zachęcało do górskiej wędrówki. Śnieg skrzypiał w rytm naszych kroków, burząc przyjemną beskidzką ciszę. Noc była jasna. Księżyc wyglądał nieśmiało zza ośnieżonych smreków.

Początek niebieskiego szlaku jest naprawdę wymagający. Długie i strome podejście po zmrożonym śniegu potrafi dać po zadku. Pomyślałem sobie, że to dobre miejsce do wypróbowania raczków Ice Traction firmy Climbing Technology, które targam przytroczone do plecaka. Postanowiłem jednak, że wykorzystam je w drodze powrotnej do schodzenia, kiedy to o wiele łatwiej o upadek na śliskim szlaku.

Druga część szlaku prowadząca na Przełęcz pod Malinowem (1009 m n.p.m.) była o wiele przyjemniejsza. Łagodne podejścia, sporo zejść. Podejście na Malinowską Skałę wiedzie następnie lasem i pośród malowniczych w zimie wiatrołomów.

Niestety pod szczytem widać było już sylwetki ludzi i migające światła czołówek. Nie wierzyłem, że mimo wczesnej pory (7:00) będziemy tam sami, ale liczba turystów na szczycie zaskoczyła mnie nieprzyjemnie. Najciekawszym widokiem był chłopak może 5-cio letni. Wszedł tam wraz z rodziną i okazało się potem, że jest to dzień jego urodzin. Byłem pełen podziwu dla determinacji tego młodego człowieka. Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy przekonuję moje dwie córki (9 i 15 lat) do pobudki w środku nocy, by potem poprowadzić je zimą w góry.


Łukasz znalazł w miarę ustronne miejsce tuż nad stromym zboczem z piękną panoramą i zasiedliśmy do konsumpcji słynnych naleśników mojego przyjaciela.

Tłok na szczycie i narastające zimno zmusiły nas do podjęcia decyzji o szybkim powrocie. Poczekaliśmy jednak na wschód słońca (po to w końcu tutaj przyszliśmy), uzbroiliśmy buty we wspomniane raczki i ruszyliśmy w dół.


Przyznaję, że sprzęt CT dał mi nieznaną do tej pory pewność ruchów. Czuję, że to będzie długa i trwała przyjaźń. Nawet na stromych odcinkach szlaku raczki spisywały się znakomicie. Słońce wzeszło ponad grań, z której schodziliśmy. Zbocza, którymi podchodziliśmy w nocy pokazały nam teraz dużo bardziej przyjazne oblicze. Drzewa uginały się pod naporem śniegu. Zima w górach bywa naprawdę bajkowa.


Na
koniec krótki filmik z podejścia (z sapiącym zboczeńcem w tle):


1 komentarz:

  1. Zaglądam tu czasami na tego bloga i po tak długiej ciszy nareszcie się ucieszyłem - są nowe posty! Pozdro Przemo :)

    OdpowiedzUsuń