12 maja 2024

Bieg dla Marcina

Dawno niczego tutaj nie pisałem. Dziś jednak mam ważny powód. Udałem się bowiem na trasę Biegu dla Marcina. Wydarzenie zorganizowali przyjaciele biegacza, który ciężko zachorował.

Serce rośnie, gdy obserwuje się tak wiele osób, które angażują się w pomoc dla obcej osoby. W takich miejscach odzyskuje się wiarę w ludzi. Przypomniało mi to dawno zapomniane słowa Alberta Camus "W człowieku więcej rzeczy zasługuje na podziw niż pogardę". Zaczynałem w to wątpić w ostatnim czasie.

Jeżeli możecie pomóc Marcinowi, serdecznie do tego zachęcam. Poniżej umieszczam link do zbiórki na jego leczenie. 

Zbiórka dla Marcina na SiePomaga

30 marca 2022

Kolejna wizyta na Malinowskiej Skale

Nudziło nam się, więc postanowiliśmy odwiedzić Malinowską Skałę w zimowej szacie:

Łukasz znalazł interesujący kadr.

W poszukiwaniu zacisznego miejsca.

A na szczycie było tak:



25 listopada 2021

W czwartym kręgu Piekła

Profil trasy Piekła Czantorii
Zacznę od tego, że nie wierzyłem w powodzenie tej misji. Pół roku temu nie marzyłem nawet, że wrócę kiedykolwiek na trasę Piekła Czantorii. Ważyłem 92 kg, nie umiałem przebiec 3 kilometrów bez odpoczynku. Spora w tym zasługa COVID-u, który przeszedłem w październiku 2020 roku. Długo nie umiałem się po nim pozbierać.
 
Dopiero w lipcu nastąpił przełom. Poczułem się lepiej, zacząłem stosować dietę. Najpierw post przerywany (16/8), potem po prostu ograniczyłem kalorie. Efekt był bardzo dobry. Zszedłem do 85.5 kg i trzymam się tego kurczowo. Do tego dołożyłem sporo ruchu, powrót do biegania. Wydolność zaczęła się poprawiać. Po przebiegnięciu pierwszych od niepamiętnych czasów 10 km uwierzyłem, że wszystko jeszcze może się odmienić.

Przyjaciel przekonał mnie do treningów na niedużej górce przy ulicy Hagera w Zabrzu. Niby nic wielkiego, zegarek twierdzi, że ma około 20-22 m. Jednak regularny trening (przynajmniej raz w tygodniu) dał dobry efekt. Nigdy jeszcze nie wyprzedziłem tylu zawodników pod górę, jak w tym roku. Nawet na ostatnim podejściu do mety "połknąłem" z 15 osób. Bardzo mnie to ucieszyło.
 
Podejście do mety
fot. Zabłąkany Aparat

Trasa Piekła jest wymagająca sama w sobie. Pierwszy raz startowałem na pętli, która miała aż 24 km. Poprzednim razem było to 21 km. Podejścia nadal z kosmosu. Zegarek pokazał mi +2300 m! Do tego ciężka, rozdeptana breja pod nogami. Spodziewałem się jednak tego, dokładnie tak samo było na poprzednich moich startach.

Nie wiedziałem, czego mogę oczekiwać od siebie po takich przygotowaniach. Nie katowałem się tym razem biegowo. Najdłuższym wybieganiem było 15 km, które przeprowadziłem dwa tygodnie przed startem. Więcej uwagi poświęciłem podejściom, przez co zbudowałem przyzwoitą siłę. Myślę, że było to dobre pociągnięcie. W sumie wszystko poszło dobrze, poza tym, że gdzieś w połowie dystansu poczułem nieprzyjemny ból prawej "czwórki" i od tej pory nie mogłem już szybko zbiegać. Ostatnie zejście nartostradą zajęło mi bardzo dużo czasu. Podejrzewam, że udało by mi się urwać przynajmniej kilkanaście minut. Bardzo wielu zawodników wyprzedzało mnie na stromo nachylonych stokach. Niektórych doganiałem na podejściach. Tak się to wszystko zabawnie tasowało.

Jeden ze stromych zbiegów po jesiennym zboczu
fot. Magdalena Sedlak
(Fotografia Bez Miary)


 
 
Na metę dotarłem po 5 godzinach i 20 minutach walki. Spotkałem kilku starych znajomych, udowodniłem samemu sobie, że jeszcze jestem coś wart. Mimo ciężkich warunków byłem szczęśliwy, że mogę tam być. Tak jak już wspomniałem, kilka miesięcy temu nawet nie marzyłem, że będę w stanie znowu pokonać piekielną pętlę.
 
Wybiegam śmiało w przyszłość i chciałbym powrócić na 50 km Salamandra Ultra Trail na wiosnę 2022. W tym celu trzeba jednak więcej pobiegać. Czasu jest sporo, choć z drugiej strony... jeśli chcesz rozbawić Boga, to opowiedz mu o swoich planach. Na pewno będę próbował.

Mam nadzieję, że do zobaczenia na beskidzkim szlaku. 

Moje poprzednie starty w Piekle: 2015, 2016, 2017

7 września 2021

Czas zmian

Atak na górkę przy Hagera.

Jeśli w ogóle ktoś to czyta, to witam po dłuższej przerwie. Długo by opowiadać, co się u mnie dzieje, więc napiszę najmniej jak się da.

Po przechorowaniu COVID-19 w październiku 2020 roku, nie umiałem pozbierać się w kwestii zdrowia. Wielkie problemy z wydolnością, optymizmem i generalnie chęcią do życia. To tak w skrócie.

Próbowałem walczyć, biegać, ale nie byłem w stanie przetruchtać 3 km bez odpoczynku. Doprowadziłem się do stanu nieużywalności sportowej. Na początku lipca waga pokazała 92.3 kg... Przeraziłem się.

Na szczęście wraz z nadejściem lata i wakacji poczułem się wyraźnie lepiej. Może to śmieszne, ale zacząłem liczyć spożywane kalorie. Zrozumiałem dzięki temu jakich produktów powinienem unikać. Odzwyczaiłem sifę od słodkich napojów, sosów na bazie majonezu i wieczornego jedzenia. Wróciłem do treningów, a wtedy gdy nie mogłem biegać, po prostu spacerowałem sobie po kilka km. Starałem się trzymać deficyt na poziomie 600-800 kcal dziennie i dzisiaj mogę się cieszyć z niecałych 87 kg na wadze. To nadal za dużo, ale systematycznie spada. Jeżeli zejdę poniżej 85 kg, to będzie to najmniej od... 15 lat.

Moje nogi odczuły to, że niosą mniej i rozochocony tym małym sukcesem, zapisałem się na moje ukochane Piekło Czantorii. Wracam tam po kilku latach. Przyznam się Wam, że na wiosnę nie marzyłem nawet, że kiedyś wrócę na ten niezwykle wymagający bieg. Wróciłem do treningów siłowych (wydeptuję wraz z przyjacielem ścieżkę na zarośniętej górce przy ulicy Hagera w Zabrzu) i patrzę z optymizmem w przyszłość.

Czego i Wam serdecznie życzę.

23 lutego 2021

Wschód słońca na Ochodzitej

Mimo zmęczenia po wyrypie na Baranią Górę, zebraliśmy się z Przemkiem następnego dnia na wschód słońca na górującą ponad Koniakowem Ochodzitą (895 m n.p.m.). Przy odrobinie szczęścia da się zobaczyć z niej granie Tatr.

Kolejna pobudka tuż po 5:00 i o 6:00 znaleźliśmy się na szczycie. W Koniakowie było cicho, na szczycie jednak wiało nieprzyjemnie. Schowaliśmy się za metalowym barakiem w oczekiwaniu na wschód.

Samotne drzewo pod szczytem.

Przed wschodem.

Nad Beskidami budzi się nowy dzień.

Tatry widziane z Ochodzitej.

I na koniec filmik poglądowy ze szczytu: