19 listopada 2016

Powrót do Piekła

Beskidzka 160-tka na Raty 
(Piekło Czantorii)
Data: 19.11.2016
Dystans: 21.5 km
Czas: 4:42:52
Miejsce (OPEN mężczyzn): 74/90
Szczegóły
Galeria z zawodów 

Po roku oczekiwania wróciłem do czeluści piekielnych. I choć wiedziałem co mnie czeka, wcale nie było łatwiej. Gdy jechaliśmy wczesnym rankiem z Karolem w kierunku Ustronia, obaj rozumieliśmy doskonale czego się spodziewać. W zeszłym roku Karol przebiegł maraton, a ja "połówkę". Im bliżej Beskidów, tym pogoda była gorsza. Gdy dostrzegliśmy w końcu Czantorię, ciemne chmury przewalały się po szczycie. Zaczęło padać.

Założenie na bieg miałem proste. Nie gnać na początku i lecieć pierwszą część trasy tak, by mieć zapas sił na drugą, która jest trudniejsza. Wszystko szło zgodnie z planem. Mimo niespecjalnie forsownego tempa, miałem na Poniwcu o wiele lepszy czas niż w zeszłym roku. Około 20 minut zapasu. 

Teraz w stronę Poniwca. ;)
Los jednak przygotował mi niemiłą niespodziankę. Zbiegając stokiem narciarskim z Czantorii poczułem ukłucie w okolicach przepony. W pierwszej chwili pomyślałem, że naciągnąłem mięsień. Ta diagnoza nie była jednak trafna, bo ból ustał po zawodach. Być może było to coś w rodzaju nerwobólu, może spowodowanego utratą magnezu lub potasu. Trudno powiedzieć. Efekt tego był taki, iż nie mogłem głęboko odetchnąć. W dalszej części zbiegu niespecjalnie mi to dokuczało, to na pierwszych metrach końcowego podejścia na Czantorię, wyglądało słabo. Mimo utrzymanych 15 minut przewagi nad czasem z zeszłego roku, sytuacja nie napawała optymizmem. Przyznam, że miałem chwilę słabości i chciałem wrócić na dół, jednak gdy zobaczyłem jak wysoko jestem, zaciąłem zęby i powlekłem się do góry. Niestety co kilkadziesiąt kroków musiałem stawać i uspokajać rozhulane serducho i regulować oddech. Nie udało mi się finalnie poprawić czasu z 2015 roku. Wyszło mniej więcej to samo. Takie życie. Trzeba to wziąć na klatę.

Na koniec chciałbym podziękować organizatorom za profesjonalne przygotowanie trasy i całej otoczki! Wielkie wyrazy szacunku dla wolontariuszy, dla których był to ciężki maraton na deficycie snu i narastającym zmęczeniu! Mimo to wszyscy byli serdeczni i pomocni! Jesteście wielcy!

Wielkie gratulacje dla wszystkich zawodników, bo dzisiaj nikomu łatwo nie było! 


Podziękowania dla Karola za transport i miłą atmosferę w czasie podróży! Fajnie było, mam nadzieję, że na wiosnę śmigniemy 50-tkę. Tym razem ja zapewniam transport! :)

Zapraszam Was również do lektury świetnego wpisu Karola na jego blogu. :) 

I jeszcze krótki film o zabijaniu biegaczy. ;)


4 komentarze:

  1. Gratulacje za ciężki i wymagający bieg...
    Pozdrawiam Maciej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Spotkaliśmy się gdzieś w połowie ostatniego podejścia. Szedłem za Tobą i widziałem jak walczysz, jak przystajesz co chwilę. Zapytałem, czy masz wodę. Miałeś, gdybyś nie miał, odlałbym Ci z mojego bidonu. Gratuluję wytrwałości,
    JM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Bardzo Ci dziękuję za propozycję i wsparcie. Fajna jest ta solidarność ludzi w górach. Zawsze mnie to inspirowało. Bardzo dziękuję jeszcze raz. Pozdrawiam i do zobaczenia na kolejnych edycjach. :)

      Usuń