5 listopada 2016

Przed zejściem do Piekła

Gdy wbiegałem po raz kolejny na makoszowską hałdę, w słuchawkach zabrzmiał "Creep" grupy Radiohead. Uśmiechnąłem się pod nosem. 

"But I'm a creep, I'm a weirdo
What the hell am I doing here?
I don't belong here."

Nie ma się co oszukiwać, ten utwór jest o mnie. ;) Sobota, wczesny poranek, moje dziewczyny jeszcze smacznie śpią w ciepłych łóżkach, a ja właśnie kończę ostatni cięższy trening przed Piekłem Czantorii.  

Hałda - moja miłość. ;)
Wiem, że taka jest cena posiadania marzeń i realizacji planów. Nie zawsze jest łatwo. Mam rodzinę, dwójkę dzieci. Czasami trudno coś zaplanować z większym wyprzedzeniem. Tyle może się zdarzyć, choroba, gorsza noc, tysiące innych rzeczy. Przygotowania do tak wymagających zawodów są jak chodzenie po linie zawieszonej 2 metry nad ziemią. Wiele zależy od Ciebie, ale nie wszystko. Wystarczy niespodziewany podmuch wiatru i kończysz zabawę z obitą gębą. 

Silna grupa pod wezwaniem. :)
Tym razem miałem jednak dużo szczęścia. Zrobiłem to, co do zrobienia miałem. Było dużo długich wybiegań z moimi znakomitymi kolegami. Najdłuższy wypad był zbliżony dystansem do maratonu (41.8 km). Wydolnościowo jest dobrze. Jednak nie to zdecyduje o stylu pokonania trasy najbliższych zawodów. + 2000 metrów na 21 km wymaga dobrego przygotowania siłowego, a z tym jest od zawsze u mnie... średnio. Robiłem co mogłem. Trenowałem na hałdzie tyle, ile uznałem za bezpieczne dla mojego organizmu. Nie jestem już najmłodszy. Muszę stale poszukiwać "złotego środka" pomiędzy obciążeniami, a swoim zdrowiem.

Wiem doskonale, że wielu z Was ma podobne dylematy. Walczycie o wyrwanie dla siebie kilkudziesięciu minut na trening z wypełnionego po brzegi dziennego grafiku. Nie jest lekko, jednak walczymy, nie poddajemy się. Zdarza się, że czasami mamy dosyć, ale podnosimy się z kolan, wychodzimy ze smugi cienia i biegniemy dalej. 

Ku swoim marzeniom...

4 komentarze:

  1. Od dłuższego czasu mam podobny dylemat. Jeszcze 3 lata temu byłem w stanie odbyć znacznie mocniejszy trening. Fakt faktem same osiągi na zawodach nie różnią się diametralnie, ale niestety nastał chyba ten moment, w którym trzeba walczyć o utrzymanie wyniku, a nie o jego poprawianie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdego to wcześnie czy później spotka. Nie ma zbyt wielu szczęśliwców co mają całe życie mnóstwo czasu na swoje hobby. Ale nie ma się co łamać. Walczymy ile sił. I to jest najważniejsze. Pozdrawiam i życzę samych sukcesów. :)

      Usuń
    2. Walka o marzenia jest piękna....
      Ci co nie walczą nie śmią mieć marzeń...
      Dobrze wiem,że poradzisz sobie z piekłem , bo już wiesz czego się spodziewać :-)

      Usuń