23 listopada 2015

Moja droga przez "Piekło Czantorii"

W trasie :)
- Toś sobie wybrał zawody.
- Odbiło Ci? To jeden z najtrudniejszych biegów w Polsce.
- Ale sobie "hardcora" znalazłeś.

To tylko kilka ze zdań, które usłyszałem od zawodników, gdy przyznałem się, że Beskidzką 160tkę Na Raty wybrałem sobie na debiut w górskim biegu. 

Pętla wkoło góry, która jest wizytówką Ustronia, nazywana jest (nie bez przyczyny) "Piekłem Czantorii". Na dystansie 20.5 km pokonuje się około 1550 metrów w pionie i 1500 w dół. Zawody kończą się podejściem wzdłuż kolejki na szczyt, dodając do przewyższenia 450 metrów i 1400 dystansu. W sumie 22 km z 2000 metrów podejść. Słowem - rzeźnia. ;)

Jeśli do trudności trasy dołożymy fatalne warunki atmosferyczne, deszcz, śnieg i błoto, to otrzymamy to, czego doświadczyłem na trasie jesiennej edycji zawodów. Piekielnie ciężką przeprawę, walkę o każdy metr w niektórych miejscach, ciągnące się w nieskończoność strome zbiegi, kamieniste, pokryte liśćmi i błotem. Zabawa dla niegrzecznych dziewczynek i chłopców. ;)

Tutaj było jeszcze wesoło
Już sam dojazd do Ustronia był ciężki. W padającym deszczu, przed świtem. Wstałem jednak wcześnie, by spróbować zdążyć na start maratonu. Miał się rozpocząć o 7:00. I o tej godzinie wyskoczyłem z auta na parkingu pod dolną stacją kolejki. Zobaczyłem maratończyków idących na start i popędziłem w ich stronę. Zależało mi na spotkaniu z Dawidem, kolegą z Bytomia. Udało się. Znalazłem go w tłumie i uścisnąłem dłoń życząc powodzenia. Pogoda była fatalna. Akurat do podającego deszczu doszedł śnieg.

Start "połówki" przypadł na 9:00. Odebrałem pakiet startowy, przygotowałem się, wysłuchałem odprawy (informacja o fatalnych warunkach nikogo nie zdziwiła) i potruchtałem na start. Miłym zaskoczeniem było pojawienie się Marcina Świerca. Najlepszego polskiego biegacza górskiego. Okazało się, że startuje z nami. :)

Szczyt Czantorii, czyli koniec męki ;)
Nie chcę zanudzać Was opisem samego biegu. Walka była ciężka. Szczególnie we znaki dały mi się pierwsze zbiegi. Czułem jak wysiadają mi "czwórki". Uznałem, że trzeba coś z tym zrobić. Poszedłem za radami doświadczonych biegaczy i spróbowałem biec odważniej. Kolejne fragmenty pokonałem już o wiele sprawniej. Minąłem nawet kilku zawodników, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu. ;) Na pewno trzeba coś w głowie przełamać, by na takich stromiznach biec odważnie. Ale warto. To jedno z najcenniejszych doświadczeń które wyniosłem z tych zawodów.

Okazało się też, że trening w moim kochanym maciejowskim lesie, nie jest wcale złym przygotowaniem do takich zawodów. Było wiele odcinków porównywalnych do tego co mam w Zabrzu. Staram się biegać trudnymi ścieżkami, nie szerokimi traktami. I to zrobiło swoje. Stabilizacja była bardzo dobra, czułem się pewnie. Dodatkowo Salomonowe Mantry praktycznie się nie ślizgały. Nie zaliczyłem ani jednej gleby. Niby to but z kategorii "city trail", ale w górach też się sprawdził.

Medale pamiątkowe zostały wykonane ręcznie
Miłym zaskoczeniem było też spotkanie z Marcinem Świercem przy zbiegu z Czantorii pod kolejkę. Wygrał zawody z fenomenalnym czasem 2:24 i wyszedł na trasę, by dopingować i radzić innym. Bardzo mi zaimponował. Klasa facet. Zamieniłem z nim kilka zdań, otrzymałem motywacyjnego kopa i poleciałem na ostatnie mordercze podejście.
Jedno jest pewne, te zawody otworzyły zupełnie nowy rozdział w mojej przygodzie z bieganiem. Teraz już mało co jest w stanie mnie przestraszyć. Jeśli dałem radę tam, to dam radę wszędzie. Głowa na pewno jest gotowa. Teraz trzeba popracować nad ciałem.

Mimo, że "czwórki" bolą mnie bardziej niż wczoraj, już powoli szukam informacji gdzie i kiedy rozgrywana będzie edycja wiosenna w 2016 roku. I ja tam na pewno będę, jeśli pozwoli na to zdrowie. Mam nadzieję, że zobaczę się na trasie z kimś z Was moi drodzy. :) I tego się trzymajmy.

Na deser krótki filmik z trasy maratonu autorstwa Karola Urbańczyka . Oddaje klimat. :)


Dystans: 22 km (+2000 m / -1600 m)
Czas: 4:39:44
Miejsce OPEN (mężczyźni): 68 / 92
Miejsce M-40: 16 / 25 
Pełne wyniki

4 komentarze:

  1. Ale jazda! Gratuluje szaleńcu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przemku
    gratulacje :) Faktycznie ciężki bieg na debiut sobie wybrałeś :)
    Fajnie, że udany debiut miałeś :)

    A trasę sobie przebiegnę. Poczułem w sobie wyzwanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Piotrze. Rzeczywiście, łatwo nie było. Ale za to jest wielka satysfakcja, że ukończyłem w ogóle. :) Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń