24 listopada 2015

Magia górskiego biegu

Gdzieś w Beskidach
Minęło kilka dni od "Piekła Czantorii", przespałem się z kilkoma sprawami i wiem jedno - wsiąknąłem w górskie bieganie

Zawsze kochałem góry. 

Chodziłem po nich samotnie i w towarzystwie. Zupełnie jak w czasie zawodów. Raz biegniesz z kimś, a raz samotnie. Odkąd mam rodzinę, bywam w nich rzadko. Zdławiłem gdzieś w sobie tęsknotę za nimi po to, by żyło mi się łatwiej. W Beskidach odżyły wspomnienia górskich wypraw, poczułem znowu to co kiedyś, byłem szczęśliwy. I chcę poczuć to znowu.

Ale magia górskiego biegu to nie tylko przyroda, nie same widoki czy świeże powietrze. To coś więcej. To... ludzie. Oni tworzą znaczną część tego klimatu. To dzięki nim mam ochotę wrócić na takie trasy jak ta w okolicach Ustronia. Krzysiek Zaniewski mówił mi kiedyś o tej więzi między biegaczami górskimi czy ultra. Nie rozumiałem tego. Teraz mam już mgliste pojęcie o co Krzyśkowi wtedy chodziło. I bardzo mi się to podoba. 

W grupie zawsze raźniej
Mowa o tym, co wyraża się w serdecznych spojrzeniach, pogaduchach na trasie, we wsparciu. W tym, że jeden z najlepszy "górali" świata wychodzi na trasę w deszczu i zimnie, by po zakończonym biegu dopingować takich leszczy jak ja. W tym, że zwycięzca dystansu ultra chwali mój wpis na blogu, rozmawia ze mną jak z kolegą. Nie doświadczyłem w kontaktach z tymi wybitnymi zawodnikami cienia wyższości, pogardy czy ironii. Wręcz przeciwnie. Był szacunek, sympatia i koleżeństwo, mimo tego, że sportowo dzieli nas przepaść nie do przeskoczenia.

Trudno to wszystko opisać słowami. Trzeba to poczuć... Ruszajcie w góry ludzie, to zupełnie inny rodzaj biegania. Mniej w nim szybkiego przebierania nogami, a więcej tego, czego w bieganiu szuka wielu z nas. Ja nazywam to "mistyką biegu". 

Życzę Wam żebyście jej doświadczyli, tak jak ja kilka dni temu w Beskidach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz