24 lipca 2018

Powrót do przeszłości...

O tym co się stało wczoraj mógłbym pisać długo... ale nie będę. Większość emocji, których doświadczyłem zostawię dla siebie. 

Powrót na trasę Biegu Dookoła Doliny Wisły planowałem odkąd zszedłem z niej podczas zawodów w połowie czerwca wraz z towarzyszem, który czuł się kiepsko. Chciałem przekonać się, czy jestem gotowy na mierzenie się z takimi wyzwaniami.

Wschód słońca (widok z Poniwca w stronę Czantorii Wielkiej)

Przyznam, że nie jest to łatwe. Świadomość, że jest się zdanym wyłącznie na siebie, na początku nie ciąży tak bardzo. Po kilku godzinach biegu, gdy pojawiają się pierwsze symptomy zmęczenia, przestaje być wesoło. Niezbędna jest na pewno duża odporność psychiczna. Dodatkowym "smaczkiem" była burza, która dopadła mnie niedaleko za Przełęczą Salmopolską. Szlaki spłynęły wodą. Podchodzenie w strumieniu po kostki podczas, gdy wkoło uderzają pioruny, nie było specjalnie przyjemne. Tak więc emocji było sporo, ale jakoś sobie z nimi poradziłem.

Miałem też sporo czasu na rozmyślania. Wspominałem Jacka, którego już z nami nie ma. Planowaliśmy wspólny start w Piekle Czantorii w tym roku. Pobiegnę niestety sam, ale zrobię to dla niego. Mam nadzieję, że będzie ze mnie dumny gdzieś tam na górze... 

Myślałem o ludziach, którzy we mnie nie wierzyli. Doszły mnie głosy, że w czerwcu i tak bym nie dał rady ukończyć tego biegu, dlatego zszedłem z trasy z kolegą. Były to niesprawiedliwe i krzywdzące słowa.

Wspominałem ludzi, którzy we mnie nie zwątpili. Nie było ich zbyt wielu, ale te myśli były akurat wyjątkowo miłe. Dziękuję Wam za to, że jesteście...

Do tego +2500 m pokonanych w pionie...
Szczegóły aktywności na Gramin Connect

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz